poniedziałek, 24 stycznia 2011

SZEF


Poniedziałkowy tydzień pracy rozpoczął się jak zwykle tak intensywnie, że mimo iż zegar bezlitośnie przekroczył pierwszą, nie zdążyłam napić się wymaganej przy takim wysiłku kawy. Kiedy wreszcie udało mi się wyrwać na chwilę do kuchni, od razu pojawił się szef z miną zdradzającą wyczekiwanie.
- Co robisz wieczorem? – zapytał zaglądając mi głęboko w oczy.
Wzruszyłam ramionami.
 - Może wyrwałabyś się na jakąś służbową kolację? –mrugnął do mnie zachęcająco.
 - Dziś nie mogę, przykro mi…
- Jak to nie? Co robisz? – grymas zdziwienia kilkoma znaczącymi bruzdami zeszpecił jego wciąż przystojną twarz.
- Nie przesadzasz? Z tych niewielu chwil po pracy, które mi zostają nie muszę ci się chyba raportować – uśmiechnęłam się najpiękniej jak umiałam i wypięłam biust, żeby osłodzić mu tę uszczypliwość. Nie pomogło. Skrzywił się.
 - Mogę jutro, pojutrze. Mogę w weekend. Ale nie dzisiaj – dodałam, żeby załagodzić.
- Ewa, wiesz że jutro jadę z Nacią na narty? Czemu się odgrywasz? Co cię ugryzło? – zbliżył się do mnie zdecydowanie naruszając służbową strefę bliskości. Chwycił mnie za ramię, przyciągnął do siebie. Szczęśliwie weszła Monika i wstrząsnęła atmosferą tak,  że odskoczył ode mnie jak oparzony. Sięgnęłam po papierosa. Monika taktownie nie okazała  zdziwienia czy zakłopotania.
- Pijecie kawkę czy herbatkę? Ja szukam amatora na kawkę. Dziś poniedziałek, a ty szefie, od rana z grubej rury. Jakbyś chciał, żebyśmy popadali już w środę. – uśmiechnęła się do niego przyjaźnie. Sławek (mój szef) był na tyle miły i ujmujący, że nie musiał stwarzać dystansu, budować autorytetu atmosferą wrogości i wyniosłości. Miał silną, dominującą osobowość, to wystarczało. Był przy tym niezwykle inteligentny, taktowny. Dla kobiet szarmancki, seksowny. Znał się na swojej robocie. Wiele wymagał ale w swych decyzjach był racjonalny, przewidywalny. W gratyfikacjach sprawiedliwy. Dobrze i fajnie pracowało się dla niego. Jego zdolności menadżerskie procentowały nie tylko przychodami kancelarii. Mieliśmy w biurze zdrową atmosferę. Należał do wąskiego grona tych, których wprost trudno nie lubić.
- Oj nie przesadzaj Moniko, znam szefów, którzy nie pozwalają nawet na przerwę na kawę, jak ci ze mną tak źle, to mogę cię któremuś polecić.
Monika znów uśmiechnęła się szeroko odsłaniając nam swoje małe, równe ząbki.
- Oj szefie, a co byś ty beze mnie zrobił?
Sławek przez chwilę udawał, że myśli.
 - No, tak. Nie ma drugiej takiej, która równie pięknie się uśmiecha.
- Czyżby? – Monika uniosła wysoko brwi. Była szczupła, drobna, ale bardzo energiczna. Miała wysokie, wypukłe czoło nie przykryte grzywką. Gdy się dziwiła czy z kogoś żartowała, marszczyła je w bardzo śmieszny sposób. Lubiłyśmy, ale tak zdrowo-zawodowo, bez krępujących deklaracji o wiecznej przyjaźni.
- Znam jeszcze kogoś, kto uśmiecha się równie ładnie – dodała i spojrzała na mnie znacząco. Potem wymieniła jeszcze kilka uwag na temat jednego z klientów i pod byle pretekstem uciekła od naszego towarzystwa. Sławek natychmiast się do mnie zbliżył, chwycił mnie za rękę i ciągnął dalej temat kolacji.
 - Ewa, nie będzie mnie przeszło dwa tygodnie, więc może dasz się dzisiaj gdzieś zaprosić? Błagam, nie odmawiaj…
Wzruszyłam oschle ramionami. Jego determinacja niezwykle dobrze działała na moją próżność. Bawiłam się nią.
 - Naprawdę dziś nie mogę.
 - Ewa? Co ty takiego robisz? Kosmetyczka czy zakupy?
 Obruszyłam się:
 - Nie nalegaj, bo po prostu nie mogę. Może trudno ci w to uwierzyć, ale poza tą pracą i tobą mam jeszcze własne życie, dosyć bogate. Naprawdę.
Sławek poczuł się wyraźnie niezręcznie i szybko próbował zatrzeć ślady swojej  wypowiedzi.
- Oj, nie to miałem na myśli. Po prostu byłem pewien, że dziś się spotkamy. Już nawet coś zaplanowałem – uścisnął mocniej moją dłoń i zajrzał prosząco w oczy. Nie mógł wiedzieć, że im mocniej prosi, nalega, tym bardziej będę go zwodzić.
- Nie dam rady. Spotkamy się jak wrócisz. Prawie zawsze jestem na każde twoje zawołanie, ale nie dziś. Wybacz.
 - Co takiego robisz? – wyraźnie nie mógł znieść myśli, że nie zna moich planów. W końcu do dzisiaj, zawsze z uśmiechem i w seksownej bieliźnie przystawałam na każdą jego propozycję. Nie prosiłam, nie pytałam, za to prawie z radością stawiałam się na każde wezwanie. Nie było to szczególnie uciążliwe, bo Sławek miał gest i fantazję:  romantyczne kolacje w najładniejszych restauracjach, nocne spacery pod niebem spryskanym gwiazdami, śniadania na młodziutkiej trawie. Pewnego dnia, gdy napomknęłam, że tęsknię za morzem, bo długie lata go nie widziałam, prawie siłą wciągnął mnie do samochodu i pognaliśmy 300 km, żeby napić się zwykłego piwa z puszki, kupionego na stacji benzynowej,  w środku nocy na molo. I żeby pokochać się na plaży a brzaskiem przywitać nowy dzień katarem i zapaleniem pęcherza. Potrafił  zaskakiwać, a w namiętności do mnie był równie ujmujący, co przerażający. Miał w końcu pięćdziesiąt lat, był ojcem dorastającej dziewczynki, mężem innej kobiety i moim szefem, niezwykle poważanym w środowisku nie tylko za profesjonalizm, a także za życiową postawę. Nie przeszkodziło mu to jednak rzekomo zakochać się we mnie. Mamić mnie wyznaniami, że nigdy wcześniej nie zdradzał żony, a swoje pracownice dotychczas traktował jak córki. Wmawiać, że dopóki się nie pojawiłam, nigdy na żadną nie spojrzał z seksualnym zamiarem, a rodzina była dla niego najwyższą wartością.
 - Odpuść proszę i jedź spokojnie na te narty. Jak wrócisz, ja nadal tu będę. Potrzebuję tej pracy…
- Ewa! – szarpnął gwałtownie moje ramię. Oczy jego kipiały nieznoszącym sprzeciwu gniewem, twarz zdradzała rozczarowanie - To nie fair!
 - Co jest nie fair?  - obruszyłam się – Co?!
- Ewa, dobrze wiesz, jak bardzo chciałbym się jeszcze dziś z tobą zobaczyć, zależy mi na tym.
 - Wiem – dotknęłam czule jego policzek – Ale zrozum, że nie mogę. Nie jestem twoją własnością i zostaw mi proszę choć skrawek prywatnego życia, i tak większą jego część spędzam w twojej firmie.
 - Kochana, jeśli jesteś przemęczona, proszę idź na urlop. Posiedź parę dni w domu, wyjedź. Jeśli o mnie chodzi, możesz wziąć ile dni chcesz - zrobił się już męcząco natarczywy. Potrzeba zjedzenia ze mną kolacji wyraźnie przyćmiła mu umysł.
 - Zapłacisz mi nawet za pół roku urlopu?! – zaśmiałam się nienaturalnie.
Zawahał się przez chwilę:
 - Jeśli potrzebujesz…
 - Wiesz, to lepiej ty wyjedź, tobie potrzebny urlop, także od mojego towarzystwa!
 - Co ty mówisz, Ewcia?
 - A ty?! – zirytował mnie – Chcesz ze mnie zrobić utrzymankę?! Odbiło ci?! Z całym szacunkiem mój drogi, ale nie stać cię!
Speszył się ogromnie, poczerwieniał i zastygł w osłupieniu.
 - Wychodzę, bo ta rozmowa obraca się w bardzo nieciekawym kierunku – ominęłam go pospiesznie i ruszyłam w kierunku drzwi nie oglądając się na jego zakłopotanie – Zapomnijmy o niej i miłego wypoczynku. Mam masę pracy – dodałam wychodząc.
Potem trudno było mi skupić się na pracy, szczególnie, że Sławek pod byle pretekstem szukał ze mną kontaktu. Przywoływał mnie badawczym spojrzeniem, umizgiwał się. Powoli docierało do mnie, że ta relacja staje się coraz bardziej kłopotliwa.
 - Przestań proszę tak się zachowywać! Przyrzekałeś dyskrecję! – syknęłam do niego na uboczu.
 - Proszę o kolację, musimy pogadać, wyjaśnić sobie…
 - Nie mogę. Przykro mi! – syknęłam chowając się pod osłonę ciekawskich i podejrzliwych spojrzeń jego pracowników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz